Bieszczady moim zdaniem na szlaku

Warsztaty fotograficzne w Bieszczadach

Na warsztaty fotograficzne chciałam się już wybrać jakiś czas temu. Ale jak znalazłam coś fajnego, to zawsze coś przeszkadzało żeby pojechać. Albo akurat miałam inne palny wyjazdowe, albo musiałam zostać w domu, albo jeszcze coś innego. Jednak, gdy na fb W górach jest wszystko co kocham, zobaczyłam, że organizują warsztaty foto w Bieszczadach, widziałam że muszę na nie jechać. W końcu Bieszczady to góry, w których zakochałam się już jako nastolatka i od których zaczęłam swoje wędrówki.

Dodatkowo tak się fajnie złożyło, że warsztaty odbywały się w pierwszy weekend po naszym powrocie ze Słowenii, a więc w czasie kiedy nie mieliśmy nic zaplanowane.

Początkowo mieliśmy jechać oboje z Krzyśkiem, jednak w końcu zdecydowaliśmy, że jadę sama. Trochę bez sensu było jechać we dwójkę z jednym aparatem, który tylko ciągle byśmy sobie wyrywali, a poza tym warsztaty zaczynały się w piątek ok 14, a niestety Krzysiek miał problemy z urlopem.

Tak więc pojechałam sama. Przed wyjazdem miałam tak naprawdę trochę wątpliwości. Że nie będę miała pojęcia, o czym reszta mówi, że będę odstawa poziomem i wiedzą. W końcu z lustrzanką mam do czynienia niecały rok. Szybko okazało się, że moje obawy okazały się kompletnie bezpodstawne bo i cała grupa jak i prowadzący to naprawę świetni ludzie.

Warsztaty, a raczej baza i nocleg były zorganizowane w Chmielu, w gospodarstwie agroturystycznym Pod Otrytem. Fajne miejsce, klimatyczne, otoczone ciszą i zielenią.

Zanim jednak tam dotarłam, po drodze z dworca w Ustrzykach Dolnych zgarnęłam trzy dziewczyny z Krakowa, które również jechały na warsztaty. Zanim dotarłyśmy do Chmiela już fajnie się zgrałyśmy, okazało się że wszystkie jesteśmy u tego samego prowadzącego i w sumie zostałyśmy w jednym pokoju.

Dwernik Kamień

Jeszcze w piątek pierwszy raz wyszliśmy w teren. Niestety pogoda była średnio sprzyjająca, na ładny zachód były małe szanse, więc zamiast na połoniny poszliśmy na mniej znany i wydawać by się mogło niepozorny szczyt – Dwernik Kamień (1004 m n.p.m.), na który weszliśmy z miejscowości Nasiczne.

Wejście na szczyt nie było ani trudne, ani męczące, miejscami tylko mocno błotniste, ale to niestety zasługa deszczu, który praz kilka dni padał bez ustanku.  I tak mieliśmy szczęście, że mogliśmy w ogóle gdziekolwiek wyjść na szlak, bo weekend nie zapowiadał się zbyt rewelacyjnie pod względem pogodowym. W sumie to były momenty, że w ogóle się zastanawiałam czy jechać na warsztaty, ale odległość 100 km, to wcale nie tak dużo i wyszłam z założenia, że przynajmniej dowiem się co nieco teorii, a to zawsze coś. Podziwiam za to dziewczyny, które przyjechały z drugiego końca Polski – jedna ze Szczecina druga z Gdańska. Naprawdę trzeba mieć ogromne samozaparcie i determinację, żeby wybrać się na drugi koniec Polski pomimo tak niepewnej pogody.

Ale wracając do Kamienia Dwernika, to po około godzinnym podejściu znaleźliśmy się na szczycie. A przed nami roztaczał się cudny widok na obie połoniny przykryte warstwą śniegu ale też otoczone gęstą warstwą chmur, która odsłaniała się jedynie momentami.

Po około godzinie spędzonej na szczycie, w czasie której wszyscy zacięcie biegali z aparatami, co by ująć widok z różnej perspektywy, stwierdziliśmy, że nie ma co liczyć na spektakularny zachód słońca, bo niebo konkretnie przykryły chmury i nie zechcą zrobić nam tej przyjemności i się rozejść.

Kiedy zeszliśmy do samochodów zdaliśmy sobie sprawę, że w sumie kolacja już była, a śniadanie będzie na nas czekało dopiero po plenerze wschodu słońca, no a przydałoby się w między czasie coś zjeść. Ale gdzie coś kupić o tej porze (było coś ok 20)? Zaryzykowaliśmy i pojechaliśmy w jedyne miejsce, które mogło być jeszcze otwarte – stację benzynową w Smolniku. I dawno już nie ucieszyłam się tak na widok zupki chińskiej. Zresztą nie ja jedyna, bo wszyscy się na nie rzucili, także po powrocie do ośrodka mieliśmy kolację full wypas 🙂

Wschód słońca na Połoninie Caryńskiej

Po krótkiej nocy i pobudce ok 3, czyli w samym środku nocy wyjechaliśmy na Przełęcz Wyżniańską, skąd zielonym szlakiem wspięliśmy się na Połoninę Caryńską. Na odległości prawie 2 km mieliśmy do pokonania przewyższenie prawie 400 m, a więc dość strome podejście. Zdarzało się, że brakowało tchu. W dodatku im wyżej szliśmy, tym otaczała nas coraz większa mgła. Gdy dotarliśmy powyżej granicy lasu, widoczność ograniczała się do kilku metrów, a śnieg i przede wszystkim lód mocno utrudniał marsz ku wierzchołkowi.  Zastanawiałam się czy w ogóle uda się zobaczyć wschodzące słońce.

Kiedy dotarliśmy na najwyższy punkt połoniny wszyscy rozłożyli statywy i z niecierpliwością czekali aż słońce pokaże się za horyzontem no i przede wszystkim żeby mgły trochę opadły żeby dało się cokolwiek zobaczyć. Kiedy to nastąpiło wszyscy rzucili się do fotografowania i jak w amoku nie zwracali uwagi co dzieje się dookoła. Kiedy słońce wzeszło ciutkę wyżej, mgła opadła na tyle, że wokół roztaczał się naprawdę magiczny widok. Z minuty na minutę było widać coraz więcej. W palce było mi masakrycznie zimno, ale nie byłam w stanie oderwać się od aparatu.

Z czasem, jeden po drugim, wszyscy powoli zaczęli zbierać się do powrotu i w pewnym momencie na górze zostały 4 osoby w tym ja. Oj ciężko było wracać na dół. Wiatr przestał wiać,  mgła opadała coraz niżej, a śnieg przecudnie skrzył się w promieniach słońca, które grzało coraz mocniej.

Trzeba było jednak zbierać się do powrotu, zwłaszcza że reszta czekała na dole. Na szlaku do przełęczy, mniej więcej w połowie drogi czekał na nas jeszcze jeden przecudny widok. Gdy zeszliśmy poniżej linii lasu odsłoniła się przed nami polana, którą mgła częściowo już opuściła. Widok po prostu magiczny. Staliśmy i podziwialiśmy.

Wodospad Szepit

Na popołudnie zaplanowany został zachód słońca na Połoninie Wetlińskiej, ale pogoda znowu pokrzyżowała nam plany. Wciągu dnia zachmurzyło się, a deszcz wydawał się coraz bardziej prawdopodobny. Został więc wybrany bezpieczny wariant i wybraliśmy się w okolice Zatwarnicy do Wodospadu Szepit na potoku Hylatym.

I to była dobra decyzja, bo w sumie udało nam się trochę obfotografować wodospad, ale wkrótce zaczęło padać, a na połoninach na pewno porządnie lało. Przez pogodę nie udały się także zdjęcia nocne i kolejny wschód słońca, ale tego niestety nigdy nie da się przewidzieć.

Muczne i okolice

W ostatni dzień niebo pokazało troszkę słońca i wybraliśmy się w okolice Mucznego, gdzie powłóczyliśmy się trochę po polach.

Warsztaty fotograficzne w Bieszczadach były naprawdę rewelacyjne i jeżeli ktoś miałby kiedyś ochotę na coś takiego to naprawdę polecam te organizowane przez W górach jest wszystko co kocham, bo tego klimatu nie da się podrobić. A ja osobiście bardzo dziękuję za super prowadzenie Marcinowi Jagielliczowi.

Myślę, że jeszcze kiedyś się wybiorę, bo pomimo pogody, przez którą nie raz zmienialiśmy plany weekend był bardzo udany. Bo warsztaty to nie tylko wyjścia w plener, ale też czas spędzony na teorii, której nie można pominąć i wieczory spędzone w super towarzystwie. Mam nadzieję, że ludzi tam poznanych uda się jeszcze kiedyś spotkać.


(Visited 547 times, 1 visits today)

4 Comment

  1. … noc umarła – nastał dzień Słonce nad połoniną Ginie mgła – odsłania świat A las czerwienią spłyną Cichy potok – budzi się Orzeł straż swą zaczyna Taka cisza – taniec barw Nad uśpioną doliną….

    1. …Uczesane przez wiatry, Gołe szczyty Połonin
      Proszą byś po nich poszedł, Biesom, Czadom się skłonił
      Z twarzą mokrą od deszczu, Przeziębnięty, zmęczony
      Od złych rzeczy na dole, Jesteś mgłą oddzielony…

  2. Cześć! Super kadry, a warunki na Caryńskiej magiczne 🙂 Też czasami zastanawiam się nad takimi warsztatami. Powiedz mi, czego konkretnie można się nauczyć? Pewnie technikalia, szukanie kadrów itd, a czy jest coś z postprocessu i późniejszej obróbki fotek? Pozdrawiam!

    1. dzięki. warunki na wschodzie faktycznie były świetne. ponoć to szczęście naszego prowadzącego 😉
      co do warsztatów, to w sumie po trochę tego co napisałeś – technika, parametry, kadrowanie, sprzęt i też obróbka i wszystko co z nią związane.
      Ale też dla mnie ważne było, że poznałam świetnych ludzi – pasjonatów gór i fotografii. No i tak naprawdę każdy każdego o coś podpytywał i od każdego można się było dowiedzieć coś ciekawego. Także jeśli się zastanawiasz, to naprawdę polecam bo to super sprawa.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *