Bieszczady na szlaku strona główna

Tarnica w promieniach wschodzącego słońca

Wschód słońca w górach był czymś, co od dawna oglądałam na zdjęciach fotografów górskich. Z czasem zaczęłam nabierać ochoty, żeby samej wyjść na szlak na tyle wcześniej, żeby go zobaczyć na własne oczy. Ale jakoś tak ciągle się na planach kończyło. Dopiero wyjazd na warsztaty fotograficzne spowodował, że plany zostały zrealizowane. I to z jakimi efektami! Wschód był przecudny. I złapałam bakcyla. Wiedziałam, że teraz już nie będzie wymówek a kolejny wschód słońca w górach zobaczę szybciej niż mogłabym przypuszczać. Niestety plany znowu zostały zweryfikowane, tym razem przez choróbsko, a po długim listopadowym weekendzie, jak pooglądałam zdjęcia na fb, aż mnie skręcało z zazdrości że co niektórzy mieli szczęście oglądać Tatry z Bieszczad, a ja musiałam siedzieć w domu.

Dlatego już po tygodniu bez zastanowienia zadecydowałam, że Bieszczady na nas czekają i że będę je oglądać w promieniach wschodzącego słońca.

Decyzja, decyzją, ogromne chęci, chęciami, ale trzeba było jeszcze zmierzyć się z samą sobą i z własnymi lękami. Bo czym innym jest wejście do lasu w środku nocy z kilkunastoosobową grupą, a kompletnie czym innym zrobić to samo we dwójkę. Bo niestety ja plus las w nocy to nie jest połączenie, które mi się podoba. Zwłaszcza las, w którym grasują sobie misie i wilki. No ale skoro decyzja zapadła i to podjęta przeze mnie to nie było odwrotu.

Zwlekliśmy się więc z łóżka po 2 w nocy i ruszyliśmy z Ustrzyk Dolnych w kierunku Wołosatego.  Niebo było czyściutkie, pełne gwiazd a na drodze ani jednego przejeżdżającego samochodu i tylko straż graniczna czaiła się na poboczu co by sprawdzać któż to po nocy jeździ. Oczywiście musiałam dopytać czy gdzieś pod Tarnicą nie czają się jakieś misie i w sumie teoretycznie zostałam trochę uspokojona, że ostatnio się tutaj nie kręciły. Teoretycznie,  bo niestety teoria z praktyką jakoś rzadko chodzą ze sobą w parze.

Na niebieski szlak z Wołosatego n Tarnicę ruszyliśmy kilka minut po 4 rano. Do wschodu ponad 2,5 godz, do szczytu Tarnicy wg znaków 2 godz. 15, a więc idealny czas, żeby dojść, rozsiąść się i czekać na pierwsze promienie słońca. Jednak  mój irracjonalny rozumek, spowodował, że dotarliśmy na górę dużo szybciej niż się spodziewałam. Kondycja po prawie 3 tygodniowym choróbsku i kompletnym osłabieniu była na krytycznie niskim poziomie, a mimo to  nie byłam w stanie się zatrzymać. Tak na marginesie, to strach daje niezłego powera! Zawsze jest tak, że to ja krzyczę o postój, a tym razem, to Krzysiek momentami miał dość. W końcu udało się wyjść ponad granicę lasu i dopiero wtedy odetchnęłam i pozwoliłam sobie na postój. I podziwianie tego co wokół. A było co podziwiać. Grantowe, ciemne, usiane miliardami gwiazd niebo roztaczające się nad moimi ukochanymi Bieszczadami. Jedynie na wschodzie za Tarnicą niebo zaczynało się robić jakby trochę jaśniejsze.

Ruszyliśmy więc powoli w kierunku Przełęczy pod Tarnicą, gdzie chcieliśmy przeczekać jeszcze chwilę i osłonić się przed wiatrem, zanim przed samym wschodem, wejdziemy na szczyt. Na przełęczy okazało się jednak, że mi nie da tam stać i czekać, kiedy niebo na wschodzie zabarwiło się na  czerwono-pomarańczowy kolor. Popędziłam więc na szczyt i już przed 6 biegałam z aparatem szukając najlepszego miejsca na ujęcie widoków, jakie się przede mną roztaczały.

Krzysiek schował się co nieco poniżej szczytu, bo wiatr hulał sobie w najlepsze a mi aparat dodawał chyba jakichś skrzydeł, bo nawet nie dostrzegałam ani zimna ani wiatru.

Po prawie godzinie pierwsze promienie pokazały się ponad szczytami gór i zaczęły zalewać wszystko wokół swoim ciepłym światłem.

Widoczność nie była niestety powalająca, nie mieliśmy co liczyć, że zobaczymy jakieś odległe szczyty, a wschód nie był takim, o jakim można marzyć. Mimo wszystko satysfakcję miałam ogromną, że przełamała swój strach, weszłam w nocy do lasu i mogłam podziwiać wschód słońca z najwyższego szczytu Polskich Bieszczad.

No i dodać jeszcze muszę, że nie zdarzyło mi się nigdy mieć tego miejsca wyłącznie dla siebie. Na ogół Tarnicę raczej omijam, bo ilość turystów nie zachęca żeby tam usiąść i cieszyć się widokami. A w ten poniedziałkowy poranek jak okiem sięgnąć mieliśmy całe Bieszczady tylko dla siebie 🙂

Około 7:30 zaczęliśmy powoli zbierać się do powrotu i tym razem już powoli, bez pośpiechu przemierzaliśmy szlak podziwiając i ciesząc się bieszczadzką ciszą i spokojem. Jak na szczyt dotarliśmy w niewiele ponad 1,5 godz., tak droga powrotna zajęła nam ich chyba ze 3.

Już nie mogę się doczekać kolejnego wschodu w górach, ale na wschód bieszczadzki chyba poczekam aż misie pójdą spać.


(Visited 2 444 times, 1 visits today)

13 Comment

  1. piękne zdjęcia i tak mi bliskie, takie na wyciągnięcie ręki te miejsca, ta droga wśród drzew z desek poskładana, te szczyty lekko zaśnieżone, ten wschód, te korzenie drzew przez czas pokręcone …

  2. Przepiękne zdjęcia… Takie krajobrazy wewnętrznie mnie uspokajają. Sprawiają, że psychicznie odpoczywam. Niesamowite, że mamy w Polsce takie magiczne miejsca. Pozdrawiam i czekam na więcej 🙂

  3. O Przygodo.
    W weekend Bożego Ciała będę miał nocleg w Ustrzykach G. Tak sobie wymarzyłem Ten wschód Słońca.
    Tylko tak. Lepiej zacząć podejście przed samym wschodem czy wybrać opcję noclegu w okolicy szczytu np. w wiacie na szlaku. Nie pamiętam jak daleko jest ta wiata umiejscowiona.

    1. Nigdy niestety aż tak nie zwracałam uwagi i nie patrzyłam na zegarek żeby określić w którym miejscu jest wiata, ale wydaje mi się że mniej więcej w połowie drogi z Wołosatego na Przełęcz pod Tarnicą.
      A odnośnie czy lepiej spać gdzieś w górach, czy wyjść na szlak odpowiednio wcześniej żeby zdążyć na wschód – to jest kwestia wyboru każdej osoby. Ja osobiście nigdy w górach na szlaku np. w wiacie nie spałam i na każdy wschód wychodziłam w nocy.
      Jeśli spać w górach to na pewno trzeba mieć śpiwór a dobrze i karimatę. Gdybym miała się zdecydować na coś takiego to już prędzej spałabym gdzieś wyżej, ponad granicą lasu niż w wiacie w lesie, ale to już się odzywa mój lęk przed misiami.
      A może warto się zastanowić nad wschodem na Połoninie Wetlińskiej? Tam zawsze można schować się chociażby od wiatru w schronisku.

  4. Ja też uwielbiam wędrować po Bieszczadach szczególnie nocą na wschód słońca. Właśnie dzisiejszego dnia powitałem świt na Bukowym Berdzie. To prawda co napisałaś, że człowiek przez las idzie szybkim krokiem. Ja w dodatku natknąłem się prawdopodobnie na niedźwiedzia…. słyszałem jego mruki, dltego wycofałem się na 10 minut do tyłu. Nigdy nie zapomnę tej adrenaliny tym bardziej, że byłem sam bez drugiem osoby. Takie eskapady naprawde uczą odwagi. Uważajcie w nocy, bo niedxwiedzie naprawde żerują

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *